Urodziłam się i wychowałam we Włoszczowej.

Moja mama zmarła bardzo wcześnie, tatuś po wojnie uciekł. A ja musiałam wychowywać czwórkę rodzeństwa. Było naprawdę bardzo ciężko, ale trzeba było sobie jakoś radzić. Robiłam na drutach, szydełkowałam. Muszę jednak przyznać, że spotykałam wspaniałych ludzi. Bardzo nam pomagali. I ja starałam się odwdzięczać, jak tylko mogłam.

Pamiętam, był taki Żydek, Albin, był kaleką. Zawsze jak przychodził, dawałam mu pajdę chleba. Dużo pamiętam z wojny. Jak tylko usłyszałam samolot, uciekałam pod drzewo. Strasznie się wtedy bałam. Kiedyś spadłam z wozu drabiniastego i przejechał mi palec. Do tej pory mam bliznę. Człowiek był nauczony ciężkiej pracy. Po wodę chodziłam do studni. Jesień, zima, zawsze. Buty miałam tylko jedne, duże, męskie.

Tak, nauczyłam się życia. Później mogłam sobie na wiele pozwolić. Na nic nie mogłam narzekać. Sporo podróżowałam. W Londynie udało mi się zobaczyć królową Elżbietę. Mam nawet zdjęcie z jej ochroniarzami, tymi ze śmiesznymi czapkami.

Ja doceniam wszystko.

Życie nauczyło mnie być wdzięczną za każdy drobiazg. Staram się odwdzięczać ludziom, jak tylko mogę, za dobro, jakie mi dali. Jestem naprawdę szczęśliwa. Nie chce mi się umierać. Mam ciągły głód życia. Miałam fajne życie. Nawet nie wiem, czy na to wszystko zasługiwałam. Teraz wszyscy o mnie dbają. Przyjeżdżają, dzwonią z całej Polski. Mam cudowną rodzinę.

Trzeba być życzliwym, bez żadnych uprzedzeń. Zawsze z otwartym sercem. W końcu nie wiadomo, co ze mną się jutro stanie.